Bądź jak Hanna Szymanderska – kulinarny Dzień Kobiet w Prusie
Oglądając telewizyjne programy kulinarne trudno oprzeć się wrażeniu, że gotowanie stało się domeną mężczyzn. Na ekranie potrawy przygotowują dla nas Gordon Ramsay, Jamie Oliver, Robert Makłowicz, Karol Okrasa, Jan Kuroń, Mateusz Gessler, Robert Sowa i wielu innych. Coraz powszechniejsze staje się przekonanie, że najlepsi kucharze to właśnie mężczyźni. Dziś, z okazji Dnia Kobiet, spróbujemy zerwać z tym stereotypem, przybliżając postać Hanny Szymanderskiej, wybitnej autorki książek kulinarnych, określanej mianem „Pierwszej Kucharki Rzeczypospolitej”. Kim dla nauk ścisłych była Maria Skłodowska- Curie, tym w dziedzinie gastronomii była nasza dzisiejsza bohaterka. Nie jest to wcale porównanie na wyrost – Hanna Szymanderska za książkę „Dania z anegdotą” w 2007 roku otrzymała Oskara Kulinarnego, najwyższe odznaczenie przyznawane przez branżę gastronomiczną w Polsce. Jej imię noszą Mistrzostwa Kulinarne odbywające się od 2016 roku w Warszawie, a książki jej autorstwa rozchodziły się w milionach egzemplarzy.
Hanna Szymanderska urodziła się w roku 1944 w Rykach. Początkowo nie planowała kariery „piszącej kucharki”, jak sama siebie określała, jednak po ślubie w roku 1967 rozpoczęła eksperymenty kulinarne, które doprowadziły do napisania pierwszej książki - „200 potraw z warzyw”. Co ciekawe i znamienne dla czasów, na które przypadł debiut pisarki, jej książka została przez pięć lat wstrzymana przez cenzurę, ponieważ autorka w swoich przepisach proponowała użycie produktów niedostępnych wówczas na półkach sklepowych, takich jak szynka, którą nakazano zastąpić mortadelą, czy śledzie. Ostatecznie zbiór ukazał się w roku 1979, dając początek serii ponad trzydziestu pozycji książkowych, które wyszły spod pióra Hanny Szymanderskiej. Inne znane publikacje kulinarne autorki to: „Encyklopedia polskiej sztuki kulinarnej”, „Na polskim stole”, „Polska Wigilia”, „Polska Wielkanoc”, „Polska kuchnia myśliwska”, „100 potraw ze śledzia”, „Sekret kucharski, czyli co jadano w Soplicowie”, „Smakosz warszawski: potrawy dawne i nowe”, „Kuchnia polska: potrawy regionalne”.
Książki Hanny Szymanderskiej nie są jedynie zbiorami przepisów. Przepełnione są one opowieściami o tradycji polskiego stołu, gawędami kulinarnymi, anegdotami. Powstanie każdej z publikacji poprzedzone było dogłębnym badaniem tematu: w poszukiwaniu inspirujących historii i oryginalnych receptur autorka spędzała wiele godzin w polskich i zagranicznych bibliotekach wertując zapisy pamiętników, starych książek kucharskich, dworskich inwentarzy, kronik, zapomnianych lub mało dostępnych źródeł. Wszystkie receptury sprawdzała w swojej kuchni, a pierwszymi degustatorami byli najbliżsi – mąż i córka.
Hanna Szymanderska nie lubiła blichtru, nie goniła za sławą, nie ceniła popularnych telewizyjnych programów kulinarnych. Zajmowała się gastronomią, zanim stało się to modne i była niekwestionowanym autorytetem w swojej dziedzinie. Jej dom był miejscem spotkań kucharzy, krytyków, dziennikarzy, blogerów kulinarnych. To do niej przychodzono po radę i z jej wiedzy czerpano. Była propagatorką dziedzictwa kulturowego i tradycji w gastronomii. Uważała, że najlepszymi kucharzami w Polsce są panie z kół gospodyń wiejskich, bo w swoich recepturach sięgają po to, co polskie, swojskie, nasze. Była zwolenniczką powrotu do źródeł, szukania inspiracji w kulturze, przeszłości, przekazach historycznych.
Słynęła z odważnego wyrażania swoich poglądów i ciętego języka. Uważała, że za bardzo podążamy za modą, zachwycamy się kuchniami świata, zapominając o własnym dziedzictwie kulturowym. W jednym z wywiadów podkreślała rolę tradycji w kuchni: „Polacy po wojnie zaczęli się kuchni wstydzić. Na pytanie, co to jest kuchnia polska, odpowiadaliśmy: schabowy, bigos, żurek i pierogi. Zapomnieliśmy, jak bogatą mamy tradycję. Francuzi potrafili nawet z króla Stanisława Leszczyńskiego zrobić bohatera swojej kuchni, mówiąc, że gdyby nie on, nie byłoby magdalenek, zupy cebulowej. A my jakoś tak to trwonimy, nie doceniamy. Pobłażliwie mówimy: ot, kucharz, ot, kucharka. Nie traktujemy kuchni jak części naszej kultury, dziedzictwa. W kuchni odbija się nasza historia, a tak naprawdę cała historia Polski. Wieki odcisnęły na niej swój ślad. Na przykład mieliśmy dobre stosunki z Turkami, Żydami, handlowaliśmy z Ormianami, Grekami i Rosją i ich kuchnie mocno oddziaływały na naszą kuchnię dworską. Powstawały fanaberie, pasztety z języczków karpia. Ale taki dwór był samowystarczalny i nic się nie marnowało. Kiedy na pierwszy stół szedł pasztet z języczków karpia, to na drugi, trzeci szły karpie z dworskich stawów. I cała wieś się karpiami obżerała. Ze starego chleba robiło się zupę. Jak na jesieni było bardzo dużo mleka, część sera obsychała w sernikach, ale było go tak dużo, że zakopywano go w gęstym płótnie w ziemi, wiosną odkopywano. Był to zmartwychwstaniec. Był lekko podsuszony. Podobnie przechowywano mięso. Zapomnieliśmy o tym, ale na szczęście na nowo odkrywamy naszą tradycję i smaki. Szukamy tych korzeni.”
Jako miłośniczka i propagatorka tradycyjnej polskiej kuchni chętnie odwiedzała festiwale kuchni regionalnej czy lokalne konkursy kulinarne. Uważała, że właśnie tam kryją się prawdziwe skarby, domowe smaki, dziedzictwo wielu pokoleń polskich gospodyń.
Jej ulubionym przysmakiem były śledzie, dlatego podajemy przepis na śledzie po warszawsku według receptury Hanny Szymanderskiej i zachęcamy do ich przyrządzenia:
Dla 4 osób • Przygotowanie: 15 minut
2 duże cebule, winne jabłko, sok z cytryny, 4 marynowane pieczarki, 3 łyżki zielonego groszku, 2 łyżki majonezu, ogórek, 2 ugotowane na twardo jajka, 4 filety śledziowe, sól, pieprz
Cebule obieramy, sparzamy i kroimy w piórka. Dodajemy starte na tarce jarzynowej jabłko, skrapiamy sokiem z cytryny, żeby nie sczerniało. Odsączone pieczarki drobno kroimy, łączymy z groszkiem, cebulą i jabłkiem.
Polewamy majonezem, przyprawiamy do smaku solą i pieprzem. Delikatnie, ale dokładnie mieszamy.
Umytego ogórka kroimy w grube plastry. Na każdym plastrze ogórka kładziemy pół jajka, płat śledzia i przykrywamy sosem.
Czego dziś możemy nauczyć się od Hanny Szymanderskiej? Przede wszystkim dumy z tego, co nasze, tradycyjne, polskie, w myśl zasady „cudze chwalicie, swego nie znacie”. To, co dobre, nie musi być skomplikowane i drogie, a proste przepisy skrywają w sobie potęgę smaku.
Zainspirowani tą niezwykłą kobietą i jej podejściem do gotowania, postanowiliśmy na zajęciach praktycznych przyrządzić kilka potraw według receptur zawartych w jej książkach kucharskich. Wybraliśmy dania o bardzo tradycyjnych i popularnych nazwach – pierogi, kotlety i placki - lecz w mniej znanych odsłonach. Skorzystaliśmy z tanich, polskich surowców – ziemniaków, jaj, mąki, twarogu, kasz, drożdży, warzyw i grzybów. Przygotowaliśmy pierogi pieczone z różnymi farszami – z ziemniaków i sera, pieczarek, soczewicy i orientalnych przypraw oraz kresowe z kaszy, a także puszyste placki z ziemniaków, kotlety z soczewicy i serowe paluchy na deser.
Wszystkim Paniom z okazji ich święta życzymy spełnienia marzeń, realizacji planów, satysfakcji z podejmowanych działań i odnalezienia pasji w życiu. Zaś wszystkie dziewczęta, które dostrzegają w sobie kulinarną iskrę, zapraszamy w mury naszej szkoły. U nas będziecie mogły postawić pierwsze kroki w niezwykłym kulinarnym świecie.
Opracowały: Justyna Rachuba-Mućka, Marta Kulesza, Lidia Przybysz